sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 60



-Kinga co Ci?-pyta Patrycja.
-Nic….po prostu…..to już.-powiedziałam kiedy poczułam jak woda skapuje z siedzenia.
-Co?!-krzyknęły obie.
-To co powiedziałam.-odpowiadam i zaczynam oddychać tak jak mi zalecano na szkółce rodzenia.-Zaczynam rodzić.-mówię, a on zaczęły panikować i szybko wstały.
-Po karetkę dzwońmy!-krzyczy Maja wyciągając z kieszeni telefon który nagle jej wypada z dłoni. –Kurde!
-Niech ktoś zadzwoni po karetkę!-mówi głośno Pati do ludzi. Widzę, że wokół mnie zaczyna robić się zamieszanie. Jakiś pan pomaga mi wstać, ale ja zaczynam krzyczeć.
-Kinga trzeba było w domu zostać, a nie na mecz się pchać!-wrzeszczy przyjaciółka.
-Nic nie mów! Aaaaaa!-odpowiadam.


***

Byłem szczęśliwy, że moja narzeczona pojawiła się na tym meczu mimo, iż wolałem by została w domu. Nie mam pojęcia kiedy ona urodzi. Niby do porodu jeszcze tydzień, ale mówili że może i wcześniej się zacząć. No nic, temu uparciuchowi nikt nie przemówi i jak się uprze to tak zrobi. Gdy jako nowy kapitan witałem widzów nie mogłem nie uśmiechnąć się do niej. Wyglądała pięknie jak zawsze. Po chwili mecz się zaczął. Prowadziliśmy dwoma punktami na pierwszej przerwie technicznej. Potem nastąpiła jednopunktowa przewaga przeciwnika. Szybko jednak wyszliśmy znów na dwa punkty. Wtedy coś dziwnego zwróciło moją uwagę. Na trybunach zrobiło się dziwne zamieszanie. Dostrzegłem wtem, że jakiś mężczyzna próbuje pomóc wstać mojej Kindze. Ona trzymała się ręką za brzuch i brała głębokie wdechy. Bez zastanowienia, nawet to, że trwała w tym czasie akcja zbiegłem z placu gry i pobiegłem w jej stronę. Nie obchodziły mnie konsekwencje tego, ona i dzieci były dla mnie ważniejsze. Przeszedłem szybko przez barierkę i podbiegłem do niej.

-Ja się nią zajmę.-mówię do mężczyzny i chwytam moją narzeczoną w pasie.
-Karetka będzie za 15 minut!-krzyczy ktoś z tłumu.
-To za długo.-mówię i powoli schodzimy po schodach w stronę boiska. Ochroniarz odpina nam przejście, a ja wtedy biorę ją na ręce.
-Misiek szatnia!-krzyczy Zibi, a ja podążam za nim. 

Gra została wstrzymana na jakąś chwilę, a my przeszliśmy szybko i po minucie byliśmy na miejscu. Tam czekało już kilku sanitariuszy.

-Niech pan ja położy.-mówią wskazując na rzeczy leżące na podłodze.  Tak też zrobiłem i ukląkłem przy niej chwytając mocno jej dłoń.

-Pełne rozwarcie! Nie zdążymy dojechać do szpitala!-mówi kobieta znajdując się między nogami Kingi.-Od kiedy pani ma skurcze?-pyta ją.
-Od wczoraj.-oznajmia Kinia.
-Co?!-i wściekły spoglądam na nią.-Dlaczego nic nie mówiłaś?!
-Michał….chciałam tu być, i ty też chciałeś bym była.
-Ale nie takim kosztem!-odpowiadam.
-Aaaaaa!-krzyczy i unosi się.
-Musi pani urodzić tutaj.-oznajmia kobieta.

Patrzyłem na nią i winiłem siebie za to, że przeze mnie zamiast rodzić w szpitalu robi to tutaj, w szatni na hali. 

-Michał musisz iść na halę!-wpada do pomieszczenia Pati i klęka obok mnie.
-Nigdzie nie idę!
-Musisz!-mówi, a ja spoglądam na Kinię.
-Idź Michał.-mówi szeptem.
-Zaraz wracam kochanie do Ciebie.-oznajmiam i szybko wybiegam.

W bardzo szybkim tempie wyszedłem na halę. Podszedłem do trenera który stał przy sędzi, kapitanie Resovii oraz Kowalu.

-Ja trenerze nie zagram teraz. Nie ma mowy. Mogą mnie zawiesić czy coś, ale tam właśnie rodzi moja narzeczona. Nie pozwolę by była przy tym sama. –na jednym wydechu mówię.
-Michał, ale…..-zaczyna trener.
-Nie trenerze! Ja muszę tam być!-konsekwentnie mówię im.
-Dobrze.-odpowiada sędzia, a ja w jednej chwili omijam ich i wybiegam z głównej hali. W mig znajduję się z powrotem obok Kingi.
-Już jestem słońce.-mówię, a ta znów krzyczy.


***

Zaczęliśmy grać dalej, ale już bez Miśka. Dziwnie mi było grać wiedząc co dzieje się tak niedaleko. Cały czas myślałem, czy już urodziła? Jak Misiek? Co z nimi? Pełno myśli, a tutaj mecz jeszcze do grania. Nie mogłem się na nim skupić. Kiedy nadeszła druga przerwa techniczna podszedł do mnie Ignaczaka. Wtedy powinniśmy wysłuchiwać trenera, ale moje myśli były z dala od tego spotkania.

-Zibi jak tam u Miśka?-pyta libero.
-A ja wiem? Kurczę cały czas myślę o nich.-odpowiadam.
-Ja też. Pitek też dopytywał przed chwilą….kurczę to Kubi w końcu jest….nasz Kubi! I powinniśmy być teraz tam z nim, a nie tutaj. Dobrze wiemy, że ten mecz nikogo nie interesuje. Wszyscy chcą wiedzieć tego co się dzieje z jego kobietą.
-Zapewne. Nie codziennie dzieją się takie rzeczy.-mówię mu.
-To jak Zbychu? Kończymy grę? W końcu nikogo nie interesuje wynik dzisiejszego spotkania.-powiada libero, a ja przytakuję, bo gdybym był widzem myślałabym tylko o tej ciężarnej.

Wróciliśmy obaj do swoich zespołów i przekazaliśmy im to co chcemy zrobić. Tym którym Michał był bliższy to bez problemu mówili, że to świetny pomysł, a reszcie to jest obojętne, że poprą nas w tym. Trener nasz nie miał nic przeciwko, bo skoro obie z drużyn się zgadały to jest w porządku. Wymienił spojrzenia z Kowalem i kiwnęli tylko głowami. Po czasie weszliśmy na boisko. Jednak nie wykonywaliśmy zagrywki, ani nic. Sędziowie dali znak, ale nic. Druga strona też nic.

-Chcemy przełożyć ten mecz na inny termin.-odezwałem się pierwszy.-Narzeczona naszego przyjaciela rodzi tutaj za ścianą i nie potrafimy grać tak po prostu wiedząc, że tutaj są. Nie potrafimy się skoncentrować na grze przez to wszystko. Chcemy być przy naszych przyjaciołach i ja mam zamiar tam być.
-Ja też!- dodaje Igła.

Sędzia pierwszy zszedł ze słupka i podszedł do głównego komisarza. Rozmawiali przez dłuższy czas. Spoglądaliśmy na siebie z Krzyśkiem i Wojtaszkiem. Boże żeby tylko się nam udało to wszystko. Wtedy zostają wezwani kapitanowie obydwu drużyn. Od nas poszedł Gierczyński za Miśka. Dość długo prowadzona była rozmowa, ale w końcu się zgodzono na przełożenie tego spotkania. Ogłoszono koniec meczu i ten kto chciał mógł iść do domu. Jednak zauważyłem, że trybuny wcale nie opustoszały. Wszyscy tak jak i ja czekali na wiadomości. Z Igłą i Damianem udaliśmy się pod szatnię pod którą stała Pati z Mają.

-I jak?-zapytałem.
-Nic. –odpowiada moja dziewczyna, a ja przytulam ją.

***

-Michał ja nie dam rady!-mówi, a ja przecieram jej czoło chusteczką.
-Dasz Skarbie! Dasz! Jesteś silna.-powiedziałem.
-Nie!
-Tak!
-Niech pani prze!-odzywa się lekarka.
-Dalej Kochanie.-szepczę, a Kinga zaczyna wykonywać polecenia kobiety. Widziałam jak z każdą chwilą była jeszcze bardziej zmęczona.
-Jeszcze raz. Główka już wychodzi.-mówi kobieta. Narzeczona bierze głęboki wdech i mocno prze. Po chwili widzę jak obok kuca mężczyzna z ręczniczkiem i dostrzegam jak w jednej chwili leży na nim mała istotka głośno płacząc. –Jeden wdech i mocno.-mówi, a ja pomagam Kindze w tym ostatnim kroku. I wtedy znów pojawia się mężczyzna, na którego dłoniach spoczywa drugie z dzieci. –Udało się pani. Była pani dzielna.-odzywa się lekarka, a ja uśmiecham się do Kingi.
-Dałaś radę słońce. Mówiłem.
-Chcę je zobaczyć.-mówi, i po chwili na rękach trzyma dwójkę dzieci. Opiera się plecami o mój tors więc i ja widzę obydwoje. Teraz leżały spokojnie z zamkniętymi oczkami. Jeszcze nigdy nie byłem bardziej szczęśliwszy niż w tej chwili.-Chcesz?-zapytała mnie Kinga.
-Tak.-odpowiadam szeptem i biorę jedno od niej. Kiedy trzymam takie maleństwo na rękach boję się, że mogę coś mu zrobić. Przecież ta kruszynka jest taka drobniutka.
-Możemy je? Chcemy je zbadać.-mówi kobieta i wraz z Kinią podajemy dzieci sanitariuszom. 

-Byłaś dzielna.-mówię narzeczonej całując ją w usta.
-Tylko dlatego, że Ty byłeś obok.
-Byłem, jestem i zawsze będę obok was. Nigdy was nie zostawię. –odpowiadam ze szczerą prawdą.
-Kocham Cię Michał.
-Ja Ciebie też Kinga. Bardzo…..ale tego, że mi nie powiedziałaś, że masz skurcze to chyba Ci nie daruję.
-Przepraszam Skarbie. Strasznie chciałam być na tym meczu. Nie sądziłam, że urodzę na hali.-zaśmiała się i ja również.
-Ty wariatko. –odpowiadam całując ją w czoło.-Moja wariatka.-i mocno przytulam ją do siebie.
-Mają państwo zdrowego chłopca i dziewczynkę. Gratuluję.-odzywa się kobieta.-Jednak i tak zabierzemy panią i dzieci do szpitala tak dla pewności. Tam mają lepszy sprzęt i będzie dobrze naprawdę.
-Mam syna i córkę za jednym razem.-mówię ciesząc się jak wariat.-Mam syna i córkę!-krzyknąłem.
-Leć powiedzieć reszcie, bo pewnie czekają przed drzwiami.-oznajmia mi Kinga.
-Poczekam tutaj z Tobą.
-Michał proszę. Idź.-mówi, a ja powoli wstaję, kładąc jej coś pod plecy.

Kieruję się do drzwi i gdy wychodzę widzę moich przyjaciół.

-I co?-pyta Zibi.
-Mam córkę i syna!-krzyczę, a wszyscy zaczynają się cieszyć.-Dwójka zdrowych dzieci i dzielna narzeczona.-oznajmiam, a oni podchodzą do mnie i gratulują. –Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
-Zapewne Michał.-mówi Pati i mocno obejmuje mnie.-Mogę wejść do Kingi?-pyta.
-Raczej tak. –i znika za drzwiami.-A jak mecz?-zapytałem po jakiejś chwili.
-Przełożyliśmy go. Dzisiaj nie on był w centrum uwagi, a Ty i Kinga. Nawet kibice są by dowiedzieć się co z nią.-powiedział Zibi, a ja byłem zdziwiony.
-Jak wam się to udało?
-Nie pytaj.-dodaje Igła. –My też nie myśleliśmy o niczym innym jak o tym co z Kingą.
-Dzięki chłopaki. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi.
-Nie ma za co Misiek. –dodaje Zibi.
-Dobra więc chodźmy na halę, powiem co i jak.-mówię, a po chwili udajemy się na salę. Kiedy wchodzę zauważam komplet widowni. Jestem nieco zszokowany tym ile ludzi wciąż znajduje się na hali. W jednej chwili słyszę głośne oklaski. Rozglądam się i widzę, że są skierowane dla mnie. Uśmiecham się i biorę ze stolika mikrofon.

-Dziękuję bardzo wszystkim. Sędziom i władzom, że wpierw pozwolili mi pójść i być przy mojej narzeczonej, potem przełożyli mecz dzięki czemu również będę mógł zagrać. Po drugie moim przyjaciołom, którzy byli ze mną w tym momencie. I również wam drodzy fani..za to, że mimo chęci obejrzenia meczu nie zrobiliście buntu iż dziś go nie było. Myślę, że prezes jak i ja zgodzimy się, że dzisiejsze bilety będą również wejściówką na powtórkę tego meczu. Naprawdę dziękuję wam za to.

-Michał co Ci się urodziło?!-usłyszałem pytanie gdzieś z trybun. Uśmiechnąłem się więc przypominając sobie chwile gdy zobaczyłem te maleństwa na rękach Kingi.
-Syn i córka.-odpowiadam wciąż z uśmiechem na ustach.-Mam syna i córkę.-powtarzam jeszcze raz, a na hali znów rozlegają się wielkie brawa. Odkładam więc mikrofon na stolik i po drodze zbieram gratulacje od chłopaków. Szybko wracam znów do Kingi, która leży już na noszach.

-Coś jej jest?-pytam.
-Nie, jedziemy tylko do szpitala. Może być pan spokojny. Z dziećmi i pańską narzeczoną wszystko w porządku.
-Jadę z nimi.-mówię i idę za nimi.


Po jakichś 10 minutach znajdujemy się już w szpitalu. Ja czekam na korytarzu, a Kinga znajduje się w sali z lekarką. Mam tylko nadzieję, że wszystko jest w porządku. Gdy tylko ta wychodzi, od razu ładuję się do salki. Widzę moją ukochaną siedzącą na łóżku i karmiącą dzieci.

***

Karmiłam dzieci kiedy do sali wszedł Michał. Uśmiechnęłam się do niego i znów spojrzałam na te maluszki.

-Są cudowne.-mówi Kubiak siadając naprzeciwko i tak jak ja patrząc na dzieci.
-Są.-odpowiadam gładząc dziewczynkę po policzku.

Po dłuższych rozpływania się nad naszymi pociechami zaczęliśmy rozmowę na temat imion. Było przy tym trochę śmiechu kiedy Michał podawał mi jakieś niestworzone imiona dla nich. Wiedziałam, że żartował z tym. W końcu po jakimś czasie zdecydowaliśmy się.

-Więc Ola i Kamil.-mówi Kubi stając nad dziećmi. –Podoba mi się.
-Mi też Misiu. –odpowiadam, a ten podchodzi i mocno mnie przytula.
-Kocham Cię Kinga, kocham Cię wariat.
-Ja też Cię kocham…i to bardzo, bardzo.-mówię i namiętnie całuję go w usta.-Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie…a teraz bez was.
-Zawszę będę z wami. Nie masz się o co martwić.

Wtedy rozlega się pukanie do drzwi i widzimy wchodzących rodziców Michała. Gdy tylko widzą swoje wnuki nie mogą się nimi nacieszyć. Dziadek stawia dwa misie w kącie i od razu znajduje się tuż obok babci. Poza tym jak tu nie zachwycać się nad takimi cudownymi istotkami.


Po kilku dniach zostaliśmy wypisami do domu. Kubi zawiózł nas wprost do nowego domu. Jak się okazało remontował go już od kilku miesięcy. Nawet nie wiedziałam, że wynajął jakichś robotników. Gdy weszliśmy wszystko było gotowe.

-Podobają Ci się te meble?-pyta kiedy spoglądam na salon.
-Są świetne. –odpowiadam i idę za Michałem

Gdy wchodzimy do pokoju dziecięcego zamieram widząc te wszystkie zabawki, łóżeczka i inne mebelki.

-Michał, ale kiedy…….
-Przez ostatnie dni co leżałaś w szpitalu. Rodzice Zibi, Maja, Pati mi pomagali w wyborze i urządzeniu wszystkiego.
-Jesteś niesamowity.-mówię i całuję go.

Wyjmuje dzieci z nosidełek i kładę do łóżeczka. Tak pięknie wyglądają.

-Mam coś jeszcze.-powiedział i wyciągnął z szafki jakąś torebeczkę.
-Co to?-pytam biorąc od niego to.
-Zobacz kochanie.-odpowiada, a ja wyciągam ze środka dwie pomarańczowe koszulki. Dwie małe repliki koszulek z numerami 13 i imionami dzieci na plecach.-Może jeszcze teraz za duże, ale jak dorosną to będą w sam raz.
-Kupiłeś to?
-Nie…ostatnio po treningu jeden z klubu kibica wręczył mi to. Powiedział, że od całego klubu to jest i od każdego kibica, by dzieciaki dobrze się chowały, często przychodziły na mecze, a potem kto wie, może grać nawet będą jak tata. Poza tym niejako urodziły się na hali.
-No fakt.-mówię i śmieje się.-Może nie na środku boiska, ale na hali.
-Kibice nigdy nie zapomną tego i ja również. To był najcudowniejszy moment w całym moim życiu.-powiedział, a ja przytuliłam się do niego.-Poradzimy sobie na pewno. Nie ma takiej opcji.
-Wiem Misiu.

Oboje spojrzeliśmy na śpiące szkraby i po cichu wyszliśmy. Narzeczony zrobił mi coś do picia, a ja w tym czasie rozglądałam się po domu. Był pięknie urządzony. A najważniejsze miał w salonie kominek. Miałam dobre wspomnienia z tą rzeczą. Usiadłam na kanapie, a po chwili Michał przyniósł napój. Rozmawialiśmy o wszystkim. Miałam do niego tyle pytań odnośnie domu, rozmawialiśmy o chrzcinach, ślubie i innych rzeczach. Doszliśmy do wniosku, że połączymy ślub z chrztem naszych dzieci. Nasza pogadanka trwała dopóki nie usłyszeliśmy płaczu dzieci. Od razu skoczyłam na górę i zobaczyłam, że Kamil się obudził. Pewnie był głodny. Usiadłam więc w fotelu i nakarmiłam go. Potem przez całą noc brałam to jedno to drugie. Michał dzielnie mi w tym pomagał. Kiedy Ola płakała ten nosił ją po całym domu. Nie miałam pojęcia czemu tak płakała. Nad ranem w końcu uspokoiła się i wraz z nami zasnęła.

_______________________________________________________________________________

Wow dziewczyny! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jednak nie obraziłyście się na mnie i dalej z chęcią śledzicie bloga :) Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział co? ;p Malina miałaś rację, że gdy tylko się dowie to od razu pobiegnie...no może nie do szpitala od razu. ;p Wiem, że to nie możliwe by odwoływać mecz z takiego powodu, ale to przecież opowiadania i tutaj może dziać się wszystko :) Jeszcze raz bardzo wam dziękuję, że jesteście :* Oczywiście komentarze zawsze mile widziane.
A i odnośnie waszych blogów. Mam u niektórych straszne zaległości...niezapominajka szczególnie u Ciebie. Gdy tylko uporam się z kolokwiami, zaliczeniami i sesją i będę miała wolne to postaram się to nadrobić. U każdej naprawdę się postaram :*
Całuję Marheri :*

11 komentarzy:

  1. Wooooow kochana nie wiem czy pamiętasz ale mam na imię OLA XD przypadeg ?? Nie sondze xD Wgl taki zaszczyt że wooo xD jaram się c'nie ??? też się nie obraziłam na Cb się nie da obrazić,:*

    Rozdział jak zwykle świetny:* Małe Kubiaczkyy *-*

    Buziaky :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ładował mi się rozdział, to modliłam się o to żeby Kindze nic się nie stało;) I na szczęście żyje. Nie wiem czego wydaje mi się, że ją uśmiercisz.Mam nadzieję, że się mylę;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  3. JA MAM ZAWSZE RACJĘ. ZAPAMIĘTAJ TO XD
    No i są małe Kubiaczki ^^ a Kubi Kindze jeszcze zrobił taką niespodziankę z tym domem noi jeszcze te koszuleczki od klubu kibica aaaaa RZYGAM TĘCZĄ. Teraz czekam na ślub i chrzciny *-*
    Buziaki, malina :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! ^^
    Nie dziwię się Michałowi, że wyszedł w trakcie meczu, a to, że chłopaki zastrajkowali było świetne :D
    Bardzo miły gest ze strony kibiców ;)
    Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze (bo jak nie, to się obrażę :P ) ;]
    Miło wiedzieć, że o mnie nadal pamiętasz ;) Masz sporo nadrabiania, a ostatnio dużo się dzieje u Laury i Michała.
    Ale sama wiem, co znaczą kolokwia i sesja.... :/ Pierwsza sesja w życiu... Wypadałoby zdać :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny! :D
    Czekam na kolejny. :)
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ;) Kiedy dodasz nowy rozdział na drugiego bloga? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww jak słodko:** <33 super rozdzial:))
    cieszę się z ich szczęścia i z niecierpliwością czekam na kolejny:))

    pozdrawiam i do następnego:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oooooooooooooooo jakie słodziakiiiiiiiiiiiiiiiiiii *.*

    OdpowiedzUsuń