-Kinga co Ci?-pyta
Patrycja.
-Nic….po prostu…..to
już.-powiedziałam kiedy poczułam jak woda skapuje z siedzenia.
-Co?!-krzyknęły
obie.
-To co
powiedziałam.-odpowiadam i zaczynam oddychać tak jak mi zalecano na szkółce
rodzenia.-Zaczynam rodzić.-mówię, a on zaczęły panikować i szybko wstały.
-Po karetkę
dzwońmy!-krzyczy Maja wyciągając z kieszeni telefon który nagle jej wypada z
dłoni. –Kurde!
-Niech ktoś zadzwoni
po karetkę!-mówi głośno Pati do ludzi. Widzę, że wokół mnie zaczyna robić się
zamieszanie. Jakiś pan pomaga mi wstać, ale ja zaczynam krzyczeć.
-Kinga trzeba było w
domu zostać, a nie na mecz się pchać!-wrzeszczy przyjaciółka.
-Nic nie mów!
Aaaaaa!-odpowiadam.
***
Byłem szczęśliwy, że
moja narzeczona pojawiła się na tym meczu mimo, iż wolałem by została w domu.
Nie mam pojęcia kiedy ona urodzi. Niby do porodu jeszcze tydzień, ale mówili że
może i wcześniej się zacząć. No nic, temu uparciuchowi nikt nie przemówi i jak
się uprze to tak zrobi. Gdy jako nowy kapitan witałem widzów nie mogłem nie
uśmiechnąć się do niej. Wyglądała pięknie jak zawsze. Po chwili mecz się
zaczął. Prowadziliśmy dwoma punktami na pierwszej przerwie technicznej. Potem
nastąpiła jednopunktowa przewaga przeciwnika. Szybko jednak wyszliśmy znów na
dwa punkty. Wtedy coś dziwnego zwróciło moją uwagę. Na trybunach zrobiło się
dziwne zamieszanie. Dostrzegłem wtem, że jakiś mężczyzna próbuje pomóc wstać
mojej Kindze. Ona trzymała się ręką za brzuch i brała głębokie wdechy. Bez
zastanowienia, nawet to, że trwała w tym czasie akcja zbiegłem z placu gry i
pobiegłem w jej stronę. Nie obchodziły mnie konsekwencje tego, ona i dzieci
były dla mnie ważniejsze. Przeszedłem szybko przez barierkę i podbiegłem do niej.
-Ja się nią
zajmę.-mówię do mężczyzny i chwytam moją narzeczoną w pasie.
-Karetka będzie za
15 minut!-krzyczy ktoś z tłumu.
-To za długo.-mówię
i powoli schodzimy po schodach w stronę boiska. Ochroniarz odpina nam
przejście, a ja wtedy biorę ją na ręce.
-Misiek szatnia!-krzyczy
Zibi, a ja podążam za nim.
Gra została
wstrzymana na jakąś chwilę, a my przeszliśmy szybko i po minucie byliśmy na
miejscu. Tam czekało już kilku sanitariuszy.
-Niech pan ja
położy.-mówią wskazując na rzeczy leżące na podłodze. Tak też zrobiłem i ukląkłem przy niej
chwytając mocno jej dłoń.
-Pełne rozwarcie!
Nie zdążymy dojechać do szpitala!-mówi kobieta znajdując się między nogami
Kingi.-Od kiedy pani ma skurcze?-pyta ją.
-Od
wczoraj.-oznajmia Kinia.
-Co?!-i wściekły
spoglądam na nią.-Dlaczego nic nie mówiłaś?!
-Michał….chciałam tu
być, i ty też chciałeś bym była.
-Ale nie takim
kosztem!-odpowiadam.
-Aaaaaa!-krzyczy i
unosi się.
-Musi pani urodzić
tutaj.-oznajmia kobieta.
Patrzyłem na nią i
winiłem siebie za to, że przeze mnie zamiast rodzić w szpitalu robi to tutaj, w
szatni na hali.
-Michał musisz iść
na halę!-wpada do pomieszczenia Pati i klęka obok mnie.
-Nigdzie nie idę!
-Musisz!-mówi, a ja
spoglądam na Kinię.
-Idź Michał.-mówi
szeptem.
-Zaraz wracam
kochanie do Ciebie.-oznajmiam i szybko wybiegam.
W bardzo szybkim
tempie wyszedłem na halę. Podszedłem do trenera który stał przy sędzi,
kapitanie Resovii oraz Kowalu.
-Ja trenerze nie
zagram teraz. Nie ma mowy. Mogą mnie zawiesić czy coś, ale tam właśnie rodzi
moja narzeczona. Nie pozwolę by była przy tym sama. –na jednym wydechu mówię.
-Michał,
ale…..-zaczyna trener.
-Nie trenerze! Ja
muszę tam być!-konsekwentnie mówię im.
-Dobrze.-odpowiada
sędzia, a ja w jednej chwili omijam ich i wybiegam z głównej hali. W mig
znajduję się z powrotem obok Kingi.
-Już jestem
słońce.-mówię, a ta znów krzyczy.
***
Zaczęliśmy grać
dalej, ale już bez Miśka. Dziwnie mi było grać wiedząc co dzieje się tak
niedaleko. Cały czas myślałem, czy już urodziła? Jak Misiek? Co z nimi? Pełno
myśli, a tutaj mecz jeszcze do grania. Nie mogłem się na nim skupić. Kiedy
nadeszła druga przerwa techniczna podszedł do mnie Ignaczaka. Wtedy powinniśmy wysłuchiwać trenera, ale moje myśli były z dala od tego spotkania.
-Zibi jak tam u
Miśka?-pyta libero.
-A ja wiem? Kurczę
cały czas myślę o nich.-odpowiadam.
-Ja też. Pitek też
dopytywał przed chwilą….kurczę to Kubi w końcu jest….nasz Kubi! I powinniśmy
być teraz tam z nim, a nie tutaj. Dobrze wiemy, że ten mecz nikogo nie
interesuje. Wszyscy chcą wiedzieć tego co się dzieje z jego kobietą.
-Zapewne. Nie
codziennie dzieją się takie rzeczy.-mówię mu.
-To jak Zbychu?
Kończymy grę? W końcu nikogo nie interesuje wynik dzisiejszego
spotkania.-powiada libero, a ja przytakuję, bo gdybym był widzem myślałabym
tylko o tej ciężarnej.
Wróciliśmy obaj do
swoich zespołów i przekazaliśmy im to co chcemy zrobić. Tym którym Michał był
bliższy to bez problemu mówili, że to świetny pomysł, a reszcie to jest
obojętne, że poprą nas w tym. Trener nasz nie miał nic przeciwko, bo skoro obie
z drużyn się zgadały to jest w porządku. Wymienił spojrzenia z Kowalem i
kiwnęli tylko głowami. Po czasie weszliśmy na boisko. Jednak nie wykonywaliśmy
zagrywki, ani nic. Sędziowie dali znak, ale nic. Druga strona też nic.
-Chcemy przełożyć
ten mecz na inny termin.-odezwałem się pierwszy.-Narzeczona naszego przyjaciela
rodzi tutaj za ścianą i nie potrafimy grać tak po prostu wiedząc, że tutaj są.
Nie potrafimy się skoncentrować na grze przez to wszystko. Chcemy być przy
naszych przyjaciołach i ja mam zamiar tam być.
-Ja też!- dodaje
Igła.
Sędzia pierwszy
zszedł ze słupka i podszedł do głównego komisarza. Rozmawiali przez dłuższy
czas. Spoglądaliśmy na siebie z Krzyśkiem i Wojtaszkiem. Boże żeby tylko się
nam udało to wszystko. Wtedy zostają wezwani kapitanowie obydwu drużyn. Od nas
poszedł Gierczyński za Miśka. Dość długo prowadzona była rozmowa, ale w końcu
się zgodzono na przełożenie tego spotkania. Ogłoszono koniec meczu i ten kto
chciał mógł iść do domu. Jednak zauważyłem, że trybuny wcale nie opustoszały.
Wszyscy tak jak i ja czekali na wiadomości. Z Igłą i Damianem udaliśmy się pod
szatnię pod którą stała Pati z Mają.
-I jak?-zapytałem.
-Nic. –odpowiada
moja dziewczyna, a ja przytulam ją.
***
-Michał ja nie dam
rady!-mówi, a ja przecieram jej czoło chusteczką.
-Dasz Skarbie! Dasz!
Jesteś silna.-powiedziałem.
-Nie!
-Tak!
-Niech pani
prze!-odzywa się lekarka.
-Dalej
Kochanie.-szepczę, a Kinga zaczyna wykonywać polecenia kobiety. Widziałam jak z
każdą chwilą była jeszcze bardziej zmęczona.
-Jeszcze raz. Główka
już wychodzi.-mówi kobieta. Narzeczona bierze głęboki wdech i mocno prze. Po
chwili widzę jak obok kuca mężczyzna z ręczniczkiem i dostrzegam jak w jednej
chwili leży na nim mała istotka głośno płacząc. –Jeden wdech i mocno.-mówi, a
ja pomagam Kindze w tym ostatnim kroku. I wtedy znów pojawia się mężczyzna, na
którego dłoniach spoczywa drugie z dzieci. –Udało się pani. Była pani
dzielna.-odzywa się lekarka, a ja uśmiecham się do Kingi.
-Dałaś radę słońce.
Mówiłem.
-Chcę je
zobaczyć.-mówi, i po chwili na rękach trzyma dwójkę dzieci. Opiera się plecami
o mój tors więc i ja widzę obydwoje. Teraz leżały spokojnie z zamkniętymi
oczkami. Jeszcze nigdy nie byłem bardziej szczęśliwszy niż w tej
chwili.-Chcesz?-zapytała mnie Kinga.
-Tak.-odpowiadam
szeptem i biorę jedno od niej. Kiedy trzymam takie maleństwo na rękach boję
się, że mogę coś mu zrobić. Przecież ta kruszynka jest taka drobniutka.
-Możemy je? Chcemy
je zbadać.-mówi kobieta i wraz z Kinią podajemy dzieci sanitariuszom.
-Byłaś
dzielna.-mówię narzeczonej całując ją w usta.
-Tylko dlatego, że
Ty byłeś obok.
-Byłem, jestem i
zawsze będę obok was. Nigdy was nie zostawię. –odpowiadam ze szczerą prawdą.
-Kocham Cię Michał.
-Ja Ciebie też
Kinga. Bardzo…..ale tego, że mi nie powiedziałaś, że masz skurcze to chyba Ci
nie daruję.
-Przepraszam
Skarbie. Strasznie chciałam być na tym meczu. Nie sądziłam, że urodzę na
hali.-zaśmiała się i ja również.
-Ty wariatko.
–odpowiadam całując ją w czoło.-Moja wariatka.-i mocno przytulam ją do siebie.
-Mają państwo
zdrowego chłopca i dziewczynkę. Gratuluję.-odzywa się kobieta.-Jednak i tak zabierzemy panią i dzieci do szpitala tak dla pewności. Tam mają lepszy sprzęt i
będzie dobrze naprawdę.
-Mam syna i córkę za
jednym razem.-mówię ciesząc się jak wariat.-Mam syna i córkę!-krzyknąłem.
-Leć powiedzieć
reszcie, bo pewnie czekają przed drzwiami.-oznajmia mi Kinga.
-Poczekam tutaj z
Tobą.
-Michał proszę.
Idź.-mówi, a ja powoli wstaję, kładąc jej coś pod plecy.
Kieruję się do drzwi
i gdy wychodzę widzę moich przyjaciół.
-I co?-pyta Zibi.
-Mam córkę i
syna!-krzyczę, a wszyscy zaczynają się cieszyć.-Dwójka zdrowych dzieci i
dzielna narzeczona.-oznajmiam, a oni podchodzą do mnie i gratulują. –Jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
-Zapewne
Michał.-mówi Pati i mocno obejmuje mnie.-Mogę wejść do Kingi?-pyta.
-Raczej tak.
–i znika za drzwiami.-A jak mecz?-zapytałem po jakiejś chwili.
-Przełożyliśmy go.
Dzisiaj nie on był w centrum uwagi, a Ty i Kinga. Nawet kibice są by dowiedzieć
się co z nią.-powiedział Zibi, a ja byłem zdziwiony.
-Jak wam się to
udało?
-Nie pytaj.-dodaje
Igła. –My też nie myśleliśmy o niczym innym jak o tym co z Kingą.
-Dzięki chłopaki.
Jesteście najlepszymi przyjaciółmi.
-Nie ma za co
Misiek. –dodaje Zibi.
-Dobra więc chodźmy
na halę, powiem co i jak.-mówię, a po chwili udajemy się na salę. Kiedy wchodzę
zauważam komplet widowni. Jestem nieco zszokowany tym ile ludzi wciąż znajduje
się na hali. W jednej chwili słyszę głośne oklaski. Rozglądam się i widzę, że
są skierowane dla mnie. Uśmiecham się i biorę ze stolika mikrofon.
-Dziękuję bardzo
wszystkim. Sędziom i władzom, że wpierw pozwolili mi pójść i być przy mojej
narzeczonej, potem przełożyli mecz dzięki czemu również będę mógł zagrać. Po
drugie moim przyjaciołom, którzy byli ze mną w tym momencie. I również wam drodzy
fani..za to, że mimo chęci obejrzenia meczu nie zrobiliście buntu iż dziś go
nie było. Myślę, że prezes jak i ja zgodzimy się, że dzisiejsze bilety będą
również wejściówką na powtórkę tego meczu. Naprawdę dziękuję wam za to.
-Michał co Ci się
urodziło?!-usłyszałem pytanie gdzieś z trybun. Uśmiechnąłem się więc
przypominając sobie chwile gdy zobaczyłem te maleństwa na rękach Kingi.
-Syn i
córka.-odpowiadam wciąż z uśmiechem na ustach.-Mam syna i córkę.-powtarzam
jeszcze raz, a na hali znów rozlegają się wielkie brawa. Odkładam więc mikrofon
na stolik i po drodze zbieram gratulacje od chłopaków. Szybko wracam znów do
Kingi, która leży już na noszach.
-Coś jej
jest?-pytam.
-Nie, jedziemy tylko
do szpitala. Może być pan spokojny. Z dziećmi i pańską narzeczoną wszystko w
porządku.
-Jadę z nimi.-mówię
i idę za nimi.
Po jakichś 10
minutach znajdujemy się już w szpitalu. Ja czekam na korytarzu, a Kinga
znajduje się w sali z lekarką. Mam tylko nadzieję, że wszystko jest w porządku.
Gdy tylko ta wychodzi, od razu ładuję się do salki. Widzę moją ukochaną
siedzącą na łóżku i karmiącą dzieci.
***
Karmiłam dzieci
kiedy do sali wszedł Michał. Uśmiechnęłam się do niego i znów spojrzałam na te
maluszki.
-Są cudowne.-mówi
Kubiak siadając naprzeciwko i tak jak ja patrząc na dzieci.
-Są.-odpowiadam
gładząc dziewczynkę po policzku.
Po dłuższych
rozpływania się nad naszymi pociechami zaczęliśmy rozmowę na temat imion. Było
przy tym trochę śmiechu kiedy Michał podawał mi jakieś niestworzone imiona dla
nich. Wiedziałam, że żartował z tym. W końcu po jakimś czasie zdecydowaliśmy
się.
-Więc Ola i
Kamil.-mówi Kubi stając nad dziećmi. –Podoba mi się.
-Mi też Misiu.
–odpowiadam, a ten podchodzi i mocno mnie przytula.
-Kocham Cię Kinga,
kocham Cię wariat.
-Ja też Cię kocham…i
to bardzo, bardzo.-mówię i namiętnie całuję go w usta.-Nie wyobrażam sobie
życia bez Ciebie…a teraz bez was.
-Zawszę będę z wami.
Nie masz się o co martwić.
Wtedy rozlega się
pukanie do drzwi i widzimy wchodzących rodziców Michała. Gdy tylko widzą swoje
wnuki nie mogą się nimi nacieszyć. Dziadek stawia dwa misie w kącie i od razu
znajduje się tuż obok babci. Poza tym jak tu nie zachwycać się nad takimi
cudownymi istotkami.
Po kilku dniach
zostaliśmy wypisami do domu. Kubi zawiózł nas wprost do nowego domu. Jak się
okazało remontował go już od kilku miesięcy. Nawet nie wiedziałam, że wynajął
jakichś robotników. Gdy weszliśmy wszystko było gotowe.
-Podobają Ci się te
meble?-pyta kiedy spoglądam na salon.
-Są świetne.
–odpowiadam i idę za Michałem
Gdy wchodzimy do
pokoju dziecięcego zamieram widząc te wszystkie zabawki, łóżeczka i inne
mebelki.
-Michał, ale
kiedy…….
-Przez ostatnie dni
co leżałaś w szpitalu. Rodzice Zibi, Maja, Pati mi pomagali w wyborze i
urządzeniu wszystkiego.
-Jesteś
niesamowity.-mówię i całuję go.
Wyjmuje dzieci z
nosidełek i kładę do łóżeczka. Tak pięknie wyglądają.
-Mam coś
jeszcze.-powiedział i wyciągnął z szafki jakąś torebeczkę.
-Co to?-pytam biorąc
od niego to.
-Zobacz
kochanie.-odpowiada, a ja wyciągam ze środka dwie pomarańczowe koszulki. Dwie
małe repliki koszulek z numerami 13 i imionami dzieci na plecach.-Może jeszcze
teraz za duże, ale jak dorosną to będą w sam raz.
-Kupiłeś to?
-Nie…ostatnio po
treningu jeden z klubu kibica wręczył mi to. Powiedział, że od całego klubu to
jest i od każdego kibica, by dzieciaki dobrze się chowały, często przychodziły
na mecze, a potem kto wie, może grać nawet będą jak tata. Poza tym niejako
urodziły się na hali.
-No fakt.-mówię i
śmieje się.-Może nie na środku boiska, ale na hali.
-Kibice nigdy nie
zapomną tego i ja również. To był najcudowniejszy moment w całym moim
życiu.-powiedział, a ja przytuliłam się do niego.-Poradzimy sobie na pewno. Nie
ma takiej opcji.
-Wiem Misiu.
Oboje spojrzeliśmy
na śpiące szkraby i po cichu wyszliśmy. Narzeczony zrobił mi coś do picia, a ja
w tym czasie rozglądałam się po domu. Był pięknie urządzony. A najważniejsze
miał w salonie kominek. Miałam dobre wspomnienia z tą rzeczą. Usiadłam na
kanapie, a po chwili Michał przyniósł napój. Rozmawialiśmy o wszystkim. Miałam
do niego tyle pytań odnośnie domu, rozmawialiśmy o chrzcinach, ślubie i innych
rzeczach. Doszliśmy do wniosku, że połączymy ślub z chrztem naszych dzieci.
Nasza pogadanka trwała dopóki nie usłyszeliśmy płaczu dzieci. Od razu skoczyłam
na górę i zobaczyłam, że Kamil się obudził. Pewnie był głodny. Usiadłam więc w
fotelu i nakarmiłam go. Potem przez całą noc brałam to jedno to drugie. Michał
dzielnie mi w tym pomagał. Kiedy Ola płakała ten nosił ją po całym domu. Nie
miałam pojęcia czemu tak płakała. Nad ranem w końcu uspokoiła się i wraz z nami
zasnęła.
_______________________________________________________________________________
Wow dziewczyny! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jednak nie obraziłyście się na mnie i dalej z chęcią śledzicie bloga :) Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział co? ;p Malina miałaś rację, że gdy tylko się dowie to od razu pobiegnie...no może nie do szpitala od razu. ;p Wiem, że to nie możliwe by odwoływać mecz z takiego powodu, ale to przecież opowiadania i tutaj może dziać się wszystko :) Jeszcze raz bardzo wam dziękuję, że jesteście :* Oczywiście komentarze zawsze mile widziane.
A i odnośnie waszych blogów. Mam u niektórych straszne zaległości...niezapominajka szczególnie u Ciebie. Gdy tylko uporam się z kolokwiami, zaliczeniami i sesją i będę miała wolne to postaram się to nadrobić. U każdej naprawdę się postaram :*
Całuję Marheri :*
_______________________________________________________________________________
Wow dziewczyny! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jednak nie obraziłyście się na mnie i dalej z chęcią śledzicie bloga :) Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział co? ;p Malina miałaś rację, że gdy tylko się dowie to od razu pobiegnie...no może nie do szpitala od razu. ;p Wiem, że to nie możliwe by odwoływać mecz z takiego powodu, ale to przecież opowiadania i tutaj może dziać się wszystko :) Jeszcze raz bardzo wam dziękuję, że jesteście :* Oczywiście komentarze zawsze mile widziane.
A i odnośnie waszych blogów. Mam u niektórych straszne zaległości...niezapominajka szczególnie u Ciebie. Gdy tylko uporam się z kolokwiami, zaliczeniami i sesją i będę miała wolne to postaram się to nadrobić. U każdej naprawdę się postaram :*
Całuję Marheri :*
Wooooow kochana nie wiem czy pamiętasz ale mam na imię OLA XD przypadeg ?? Nie sondze xD Wgl taki zaszczyt że wooo xD jaram się c'nie ??? też się nie obraziłam na Cb się nie da obrazić,:*
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny:* Małe Kubiaczkyy *-*
Buziaky :*
Jak ładował mi się rozdział, to modliłam się o to żeby Kindze nic się nie stało;) I na szczęście żyje. Nie wiem czego wydaje mi się, że ją uśmiercisz.Mam nadzieję, że się mylę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
JA MAM ZAWSZE RACJĘ. ZAPAMIĘTAJ TO XD
OdpowiedzUsuńNo i są małe Kubiaczki ^^ a Kubi Kindze jeszcze zrobił taką niespodziankę z tym domem noi jeszcze te koszuleczki od klubu kibica aaaaa RZYGAM TĘCZĄ. Teraz czekam na ślub i chrzciny *-*
Buziaki, malina :*
Świetny rozdział! ^^
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Michałowi, że wyszedł w trakcie meczu, a to, że chłopaki zastrajkowali było świetne :D
Bardzo miły gest ze strony kibiców ;)
Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze (bo jak nie, to się obrażę :P ) ;]
Miło wiedzieć, że o mnie nadal pamiętasz ;) Masz sporo nadrabiania, a ostatnio dużo się dzieje u Laury i Michała.
Ale sama wiem, co znaczą kolokwia i sesja.... :/ Pierwsza sesja w życiu... Wypadałoby zdać :D
Buziaki ;*
Rozdział jak zwykle świetny! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. :)
Pozdrawiam. :D
Ubustwiam, czekam na kolejne! :-*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;) Kiedy dodasz nowy rozdział na drugiego bloga? ;)
OdpowiedzUsuńCudne♥
OdpowiedzUsuńAww jak słodko:** <33 super rozdzial:))
OdpowiedzUsuńcieszę się z ich szczęścia i z niecierpliwością czekam na kolejny:))
pozdrawiam i do następnego:D
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńOooooooooooooooo jakie słodziakiiiiiiiiiiiiiiiiiii *.*
OdpowiedzUsuń