wtorek, 14 stycznia 2014

EPILOG




Minęło już 16 lat odkąd z Michałem jesteśmy małżeństwem. Mimo to każdy dzień kiedy mogę budzić się koło niego jest cudowny. Gdy widzę jego uśmiech, jego piękne oczy, kiedy wita mnie na dzień dobry pocałunkiem. Tak budzi mnie zawsze. Rano wstaję i robię nam śniadanie, a potem rozchodzimy się do pracy. On jest trenerem Jastrzębskiego Węgla, a ja prowadzę zajęcia na lodowisku na którym kiedyś sama jeździłam. Tamara przesiaduje czasem i spogląda na to jak to wszystko robię. Uwielbiam patrzeć na te dzieciaki i młodzież która z takim wielkim zapałem uczy się nowych figur i układów. W moje ślady poszła Ola. Jestem dumna i szczęśliwa z tego mimo, iż nie narzucałam jej niczego. Ja zostałam jej trenerką i menadżerką. Pracuje się nam dobrze pomimo lekkich sporów jak to między matką, a córką bywa. Nasz syn gra w zespole który prowadzi jego ojciec. Zawsze stara się udowodnić, że jest tam ze względu na swoje umiejętności, a nie nazwisko i trenera. Pracuje jeszcze ciężej.....więcej, a Michał podziwia Go i widzę jak bardzo jest z niego dumny. Zamyślona stałam i patrzyłam jak Ola wykonuje po raz kolejny układ.

-Mamo starczy może już na dziś co?-pyta podjeżdżając.
-Ola, za 3 tygodnie lecimy na zawody. Wiesz, że żeby wygrać musimy ćwiczyć.
-Wiem mamo….-mówi robiąc smutną minkę.
-Ostatni raz i idziemy do domu okej?-pytam, a ona całuje mnie w policzek i zmyka na środek lodu.
Włączam ostatni raz muzykę i patrzę jak jedzie. Przypomina mi się jak sama tak jeździłam. Po wykonaniu tego co miała idzie się przebrać, a ja czekam na nią. Razem wracamy do domu.
-Mamo może dzisiaj przyjść Marcin?-pyta, a ja spoglądam na nią.
-Jaki Marcin?-dopytuję stając.
-Ten ode mnie z klasy…
-Twój chłopak?
-No…spotykamy się trochę.-odpowiada i rusza, a ja za nią.
-Ola! Pamiętasz? Masz trenować, a nie zajmować się chłopakami…..chcesz to wygrać tak?!
-Tak mamo, ale…
-Żartuję kochanie.-mówię obejmując ją ręką.-Cieszę się, że jesteś zakochana i szczęśliwa. Nie zabronię Ci tego, ale chciałabym byś nadal trenowała.
-Jasne, że będę mamusiu. Kocham jeździć i wygram to zobaczysz.-odpowiada całując mnie w policzek.

Tak w radosnych nastrojach wróciłyśmy do domu. Gdy robiłam obiado-kolację Kamil przyszedł i oznajmił mi, że zaprosił dzisiaj dziewczynę tutaj. Czy oni się jakoś zmówili czy jak? Oczywiście bardzo cieszyłam się, że poznam drugie połówki moich dzieci.

Koło 19:00 usiedliśmy już wszyscy do stołu. Naprawdę było miło patrzeć na szczęście mojej rodziny. Michał jak to ojciec wypytywał biednego Marcina o różne rzeczy. Widziałam jak Ola starała się ratować trochę chłopaka od pytań swego ojca. O 20:30 cała czwórka po kolacji poszła na seans do kina. Nam przypadło sprzątanie po jedzeniu. Włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki, wytarłam dłonie w ściereczkę i ruszyłam do Michała który podkładał drewienka do kominka. Usiadłam na kanapie i rozlałam do kieliszków wino. Gdy mój mąż pojawił się obok podałam mu lampkę z winem.

-Dziękuję piękna.-mówi i upija nieco alkoholu.-Jak te nasze dzieciaki szybko rosną…jeszcze niedawno takie malutkie były, a teraz….
-Teraz już przyprowadzają swoich partnerów do domu.
-My tak nie robiliśmy.-dodaje.
-Żałujesz?-pytam patrząc mu w oczy.
-Nigdy…nigdy nie żałowałem tego, że Cię poznałem, że związałem się z Tobą….Ty Kinia jesteś wyjątkowa. Nie tworzyliśmy takich par jak nasze dzieci, gdzie bez żadnych przeszkód mogą przyprowadzać swoich wybranków do domu..... My mieliśmy naprawdę bardzo ciężko….dużo cierpieliśmy, wszystko było przeciw nam. Ale przez to co przeszliśmy….przez tyle wylanych łez, złamanych serc tyle razy…to wszystko i tak doprowadziło do tego, że znów jesteśmy razem i będziemy na zawsze.
-Powinnam podziękować rodzicom zastępczym.-odpowiadam ocierając łzy.
-Czego?
-Tego, że zmusili mnie do pójścia na ten mecz…gdyby nie to, nigdy bym Cię nie poznała. Nigdy bym tak nie pokochała jak teraz kocham Ciebie i nigdy nie byłabym tak szczęśliwa jak teraz.
-Przynajmniej to zrobili pozytywnego.-odpowiada, a ja uśmiecham się.
-Tak.
-Nasza miłość jest i była prawdziwa, bo przeszła potężną próbę rozstania. I mimo to nie zrezygnowaliśmy….może nie walczyliśmy potem, ale uczucia w nas wciąż były te same.
-Kocham Cię Michał.
-Kocham Cię Kinga.-odpowiada i namiętnie całuje w usta. W tle słychać lecącą muzykę.
-Michał….jeśli dożyjesz stu lat, to ja chcę żyć sto lat minus jeden dzień..... żebym nigdy....nigdy więcej nie musiała żyć bez Ciebie. Nigdy!-mówię, a po jego policzku spływa łza którą ocieram.
-Słyszysz tą piosenkę?-zapytał.
-Tak.-odpowiadam. I gdy nadchodzi refren ten zaczyna mi śpiewać.
You Got something I need,                                   Masz coś czego potrzebuję,
In this word full of people there’s one killing me      W świecie pełnym ludzi, jedna osoba mnie zabija
And if we only die once I wanna die with you.         Jeśli umieramy tylko raz, chcę umrzeć z Tobą

And if we only die once,                                       Jeśli umieramy tylko raz,
I wanna die with…                                               Chcę umrzeć z...
If we only live once, I wanna live with…                 Jeśli mamy tylko jedno życie, chcę je przeżyć z...
If we only live once, I wanna live with you.             Jeśli mamy tylko jedno życie, chcę je przeżyć z Tobą.


-Michał….-szepczę i opieram swoje czoło o jego.
-Moje serce nie wytrzyma bez Ciebie nawet dnia. Nie zniosłoby, że mogłoby Cię stracić na zawsze. Ja nie mógłbym żyć wiedząc, że Cię już nigdy nie zobaczę. Na razie żyjemy. Cieszmy się tym, bo do śmierci nam jeszcze daleko.
-Tak skarbie.-odpowiadam i całuję go namiętnie, a potem przytulam do jego klaty.
-Pamiętaj na zawsze razem.-szepcze.
-Na zawsze.-odpowiadam i wpatruję się w płonący ogień.

~ * ~

Poznajemy tysiąc ludzi i nikt nas nie wzrusza, aż w końcu pojawia się ta jedna osoba, która odmienia nasze życie. Bezpowrotnie.

___________________________________________________________________________________

Przepraszam za to, że tak późno dodaję rozdział, ale są tak właściwie dwa powody. Pierwszy z nich to nauka na kolokwium, a drugi....drugi to wiem, że jest to ostatni rozdział, a nie chcę się żegnać. :( Niestety jednak nadszedł już ten czas w tym opowiadaniu. Nie spodziewałam się, że zakończę szybciej opowiadanie które zaczęłam później niż moje pierwsze. To jest mój drugi blog i bardzo się cieszę, że doprowadziłam tą historię do końca.Nawet nie wiecie jak ciężko mi się pożegnać z tym opowiadaniem...z historią Kingi i Michała. Bardzo przywiązałam się do niej. 

Chciałam podziękować wam wszystkich za to, że byłyście, komentowałyście i śledziłyście losy tych bohaterów, za to ile z was dołączyło niedawno i nadrobiło wszystkie rozdziały,  a jednocześnie przeprosić za to ile łez wylałyście na niektórych rozdziałach (ja przy pisaniu również płakałam jak bóbr ;p), za kończenie w nieodpowiednich momentach, za czasem długie czekanie na kolejny rozdział.Mam nadzieję, że nie żałowałyście tego iż śledziłyście tego bloga, bo ja bardzo cieszyłam się pisząc te opowiadanie dla was jak i dla siebie. Każdy wasz komentarz pod rozdziałem niezmiernie mnie cieszył :)

Dziękuję za 125 540 wyświetleń, za 1105 komentarzy, za czytelników ze Stanów, Niemiec, Rosji, Wielkiej Brytanii, Holandii, Ukrainy, Kenii, Norwegii, Chorwacji, Indonezji, Hongkongu, Bangladeszu, Malezji i oczywiście nie skąd indziej, a z Polski.....Dziękuję za wszystko!

Mam do was ostatnią taką małą prośbę. Żeby każdy kto czytał, zaczął niedawno czy jest ze mną od początku niech skomentuje. Chciałabym zobaczyć ile osób śledziło tą historię, a po prostu nie ujawniało się. Mile widziane komentarze na temat całego opowiadania, ewentualnie rozdziału bądź jak chcecie :)

Kocham Was! Wasza Marheri :*

P.S. Znaleźć mnie można oczywiście jeszcze na moim drugim blogu http://your-love-is-my-love-volleyball.blogspot.com......ewentualnie numer mojego GG 3052827 :)

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 61



 ***
5 miesięcy później


Ślub miał odbyć się na początku marca. Przygotowania do tych wydarzeń szły pełną parą. Był to dokładnie 10 marzec. Od rana w domu była u mnie Maja, Pati, mama Michała. Niedługo potem przyszła kosmetyczka i fryzjerka. Kiedy te zajmowała się mną dziewczyny ubierały Olę i Kamila. W końcu obie będą chrzestnymi- Oli Patrycja i Zibi, a Kamila brat Michała i Maja. Strasznie się denerwowałam, że coś pójdzie nie tak. Że przewrócę się jak będę szła, że na weselu czegoś zbraknie czy co. Gdy dziewczyny skończyły spojrzałam w lusterko.

-Prawda, że mama wygląda pięknie?-mówi Pati do Kamila, a ten uśmiecha się.-Widzisz mam rację.
-Dzięki, ale teraz potrzebuję pomocy kogoś by założyć sukienkę.
-To ja zajmę się wnukiem, a Patrycja niech pomoże. –odzywa się mama Michała i przejmuje dziecko od dziewczyny.

Obie ruszamy do pokoju, a ja wyciągam z szafy suknię ślubną.

-Jest taka piękna….-szepcze Pati.
-Wiem…..czekam już tylko na to kiedy Ty ze swoim się pobierzecie.
-Mam nadzieję, że niedługo.-mówi, a ja ściągam z siebie ubrania.

Przyjaciółka pomaga mi włożyć ją przez głowę, a potem zapina z tyłu suwak.

-Siadaj to Ci welon założę.-powiedziała, a ja zrobiłam to o co mnie poprosiła.

Uśmiechałam się ciągle widząc swoją twarz w lustrze. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Nie mogę uwierzyć, że to nadeszło.

-Wyglądasz pięknie.-słyszymy z Patką za sobą. Obie odwracamy się w tym samym momencie. W drzwiach stoi Maja z Olą.
-Dziękuję.-odpowiadam i wracam do poprzedniej pozycji.
-Masz wszystko?-zapytała  przyjaciółka.
-Co wszystko?
-No wiesz....coś nowego, starego, pożyczonego i niebieskiego.-odpowiada.
-Nowa bielizna, mam niebieską podwiązkę którą pomagałaś mi wybierać, od ciebie pożyczyłam tą spinkę którą mam we włosach.
-A coś starego?-pyta.
-Nie mam.-mówię.-Jak ja mogłam o tym zapomnieć.-siadam i zamartwiam się. A tak pamiętałam by coś znaleźć po mamie. Może jakiś wisiorek czy kolczyki, a tak zapomniałam. Niby nie wierzę w te przesądy, ale chyba wolę nie ryzykować.-I co ja teraz zrobię?-pytam patrząc na nią.
-Zaraz coś wymyślimy.-odpowiada i wychodzi.

Wiedziałam, że coś w końcu pójdzie nie tak. Wtedy ktoś puka do drzwi i wchodzi, a ja spoglądam na wchodzącą postać. To była mama Michała.

-Przepięknie wyglądasz kochana.
-Dziękuję bardzo.-odpowiadam.
-Jednak wiem, że czegoś Ci brakuje.-odpowiada i wyciąga w moim kierunku pudełeczko. Wstaję i podchodzę do niej. Delikatnie otwieram to co mi przyniosła.-To coś starego. Ja brałam w tym swój ślub, moja mama i mama mojej mamy. A teraz daje to Tobie. Nie wiedziałam czy będziesz miała coś straego więc pomyślałam, że może się to przydać.-mówi, a ja przytulam ją.
-Dziękuję pani bardzo.
-Ile razy mówiłam, żebyś nie mówiła do mnie pani? Od dzisiaj jestem Twoją mamą i tak masz mi mowić jasne?-pytam.
-Tak....mamo. Więc może mama pomóc mi to założyć?
-Jasne skarbie, że tak. 
Usiadłam więc z powrotem, a kobieta nałożyła mi naszyjnik z pereł. Później zakładam jeszcze kolczyki i braansoletkę. Wyszykowanie nam do końca zajęło jakieś 2 godziny. Kiedy byłyśmy już wszystkie gotowe oficjalnie rozpoczęło się wszystko. Stałam akurat przy oknie gdy drzwi do pokoju otworzyły się. Odwróciłam się i zobaczyłam Michała. Wyglądał tak cholernie przystojnie w tym garniturze.

-Jesteś aniołem….tak pięknej kobiety nie widziałem jeszcze nigdy w życiu. –mówi podchodząc do mnie i całując.
-To Kochanie Ty tutaj jesteś aniołem. A ja strasznie się cieszę, że akurat moim.
-Twoim już na zawsze.-odpowiada, a ja mocno się do niego przytulam.
-Dobra chodźmy, bo zaraz do kościoła jedziemy.-mówię.

Wychodzimy do salonu i widzimy rodzinę. Tam zostajemy pobłogosławieni przez rodziców Michała. Wiem, że moi także chcieliby to zrobić, a wielka szkoda, że nie mogli być tutaj fizycznie, bo duchowe zapewne są tutaj razem z nami. Po tym wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do kościoła.

-Zdenerwowana?-pyta Michał widząc jak drżą mi ręce.
-No…strasznie…boję się, że potknę się jak będę szła, pomylę się w słowach przysięgi….-odpowiadam, a ten przyciąga mnie do siebie i przytula.
-Nic takiego się nie stanie. Będę Cię trzymał mocno…o to możesz być spokojna.
-Dziękuję.

Po 15 minutach stanęliśmy pod kościołem. Powoli wysiedliśmy i udaliśmy się na zakrystię podpisać wszystkie dokumenty. Gdy skończyliśmy to nadeszła wielka chwila dla nas. Stanęliśmy na końcu Kościoła i gdy usłyszeliśmy muzykę ruszyliśmy do ołtarza. Wszyscy goście uśmiechali się do nas szeroko. W pierwszej ławce siedziała Maja i Zbyszek którzy opiekowali się maluchami. Przyznam ładnie się bardzo prezentowali z dwójką dzieci. Wpierw odbyła się ceremonia ślubna. W końcu po jakimś czasie nadszedł wreszcie jakże ważny dla nas moment, czyli wypowiedzenie przysięgi małżeńskiej.

-Niech Pan powtarza za mną…Ja Michał.
-Ja Michał.
-Biorę Ciebie Kingo za żonę.
-Biorę Ciebie Kingo za żonę.
-I ślubuję Ci...
-I ślubuję Ci...
-Miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
-Miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
-Oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.-mówi nie myląc się ani razu.
-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Teraz Pani.-zwraca się do mnie ksiądz.
-Ja Kinga.
-Ja Kinga.
-………..
-Biorę Cię Michale za męża.
-……….
-I ślubuję Ci.
-………………
 -Miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
-………………
-Oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.
-………………
- Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.-powiedziałam patrząc na Michała.

Ksiądz ściągnął stułę z naszych dłoni i pobłogosławił obrączki które leżały na tacy, a następnie poprosił o ich nałożenie, jako znak miłości i wierności małżeńskiej.

-Kingo przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- wypowiada te słowa Kubiak i wsuwa na mój serdeczny palec obrączkę.
-Michale przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.-odpowiadam i tak samo zakładam na jego palec okrąg.

-Ogłaszam Was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.-mówi ksiądz, a Michał przysuwa się do mnie i namiętnie całuje. Jednak to jeszcze nie był koniec. Teraz nastąpił chrzest naszych dzieci. Podeszliśmy do chrzcielnicy razem z chrzestnymi i dziećmi. Cała ceremonia chrztu przebiegła spokojnie. Dzieciaki przespały ją, jedynie lekko przebudziły się gdy ich główki zostały polane wodą. Po tym szczęśliwi wyszliśmy przed kościół, a tam zostaliśmy obsypani ryżem i grosikami. Pozbieraliśmy trochę moniaków i odebraliśmy gratulacje oraz kwiaty. Jak spakowaliśmy wszystko do auta wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy na salę weselną po drodze wstępując na cmentarz. Zapaliłam na grobie rodziców znicze i ułożyłam parę kwiatów.

-Niech się państwo nie martwią. Ja dobrze zajmę się Kingą i dziećmi. Nie pozwolę nikomu ich skrzywdzić. Ze mną będą bezpieczni.-mówi, a ja opieram swoją głowę o jego ramię.
-Oni to wiedzą i ja też to wiem.-szepczę, a Michał unosi mój podbródek i delikatnie całuje.
-I dobrze.-odpowiada.-A teraz chodźmy. Jeszcze fotograf czeka.

No tak. Zapomniałam o tym całkowicie. Goście musieli troszkę poczekać na nas jeszcze. Po jakichś 40 minutach zjawiliśmy się pod budynkiem. W środku przed wejściem na salę powitano nas chlebem i solą. Wypiliśmy to co było w kieliszkach-ja wodę, Misiek wódkę i rzuciliśmy je za siebie, a potem mój mąż przeniósł mnie przez próg. Było cudownie pięknie. Sala pięknie przystrojona. Ja nie bardzo miałam się jak tym zająć więc pieczę nad tym powierzyliśmy z Michałem profesjonalistom w organizacji wesel. Zrobili to idealnie. Moje dzieci smacznie sobie spały. Nadszedł czas na nasz pierwszy taniec. 

-Pani Kubiak czy zatańczy pani ze mną?
-Ależ oczywiście proszę pana.-odpowiadam i podaję mu dłoń. Wyszliśmy powoli na parkiet, chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. 



-Moja piękna żona.-mówi Misiek patrząc mi w oczy.
-Mój przystojny mąż.-odpowiadam delikatnie muskając jego wargi.-Jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.
-Ja także Skarbie jestem szczęśliwy…..tak bardzo cieszę się, że Cię mam.-odpowiada.
-Ja jeszcze bardziej.

Gdy zakończyliśmy nasz taniec zabawa zaczęła się rozkręcać. Z pilnowaniem dzieci nie było problemu. Spały one w pomieszczeniu obok i co chwila ktoś tam chodził by zobaczyć czy przypadkiem się nie obudziły. Gdy to zrobiły poszłam, nakarmiłam je i znów zasnęły. Oczywiście jak to na wesele przystało nie obyło się bez przyśpiewek, a szczególnie „gorzko, gorzko”. Tańczyłam prawie z każdym. Naprawdę mnie wymęczyli. Założyłam płaszczyk i wyszłam na chwilę na taras by trochę ochłonąć z tych wszystkich emocji.

-Nie zimno Ci?-słyszę za sobą i od razu czuje obejmujące mnie ramiona w talii.
-Teraz już nie.-odpowiadam.-Poza tym jako łyżwiarka jestem przyzwyczajona do jazdy w zimnie.
-Wiem Skarbie.-mówi i ujmuje moją twarz w dłonie i delikatnie całuje.
-Kocham Cię.-powiedziałam.
-Ja też Cię cholernie kocham.-odpowiada.-A widziałaś?-zapytał.
-Ale co?
-Zdejmij obrączkę na chwile.-zdziwiona patrzę na niego i robię to co powiedział.
-I?-pytam trzymając ją w dłoni.
-Zobacz co jest na niej napisane.-dostrzegam wtem w środku jakieś literki. Szukam jakiegoś światła by móc zobaczyć co tam pisze.
-Ty i ja….-mówię gdyż jest ciemno i nie mogę doczytać dalej.
-Ty i ja-lodowisko i boisko.-dodaje Michał, a ja nieco zdziwiona patrze na niego. –Wiem, że może dziwne to, ale to te dwa miejsca zbliżyły nas do siebie, to na boisku się poznaliśmy, na boisku wróciliśmy do siebie, na boisku urodziły się nasze dzieci, na lodowisku rozmawialiśmy ze sobą, na lodowisku oświadczyłem Ci się, na lodowisku oznajmiłaś mi najpiękniejszą wiadomość…że jesteś w ciąży. I chcę byśmy zawsze o tym pamiętali...To te dwa miejsca uczyniły z nas parę, nasze różne charaktery, dyscypliny sportowe….i chcę byś zawsze o tym pamiętała, że Ty i ja-lodowisko i boisko.
-Ty i ja-lodowisko i boisko.-powtarzam te słowa, bo wyraził to wszystko tak idealnie. Te dwa miejsca nas uszczęśliwiały zawsze. –Michał to jest piękne.-mówię i zakładam znów obrączkę, a potem rzucam mu się na szyję i namiętnie całuję.
-Kocham Cię strasznie.-szepcze.
-Ja Ciebie też.

Postaliśmy tak chwilę i wróciliśmy do gości. Przez cały ten czas gdy spoglądałam na obrączkę nie mogłam uwierzyć, że w jednym zdaniu, w 6 wyrazach zawarte jest moje całe życie….ja i on. Nigdy tego nie zapomnę.

To była długa i wyjątkowa noc.

_________________________________________________________________________________

 No i ślub i po ślubie. :) Cieszę się bardzo z waszych komentarzy, a odnośnie tego kiedy rozdział na drugim blogu....sądzę, że gdzieś piątek sobota, chyba...że wyrobię się z nim nieco wcześniej. :) 
Całuję :*

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 60



-Kinga co Ci?-pyta Patrycja.
-Nic….po prostu…..to już.-powiedziałam kiedy poczułam jak woda skapuje z siedzenia.
-Co?!-krzyknęły obie.
-To co powiedziałam.-odpowiadam i zaczynam oddychać tak jak mi zalecano na szkółce rodzenia.-Zaczynam rodzić.-mówię, a on zaczęły panikować i szybko wstały.
-Po karetkę dzwońmy!-krzyczy Maja wyciągając z kieszeni telefon który nagle jej wypada z dłoni. –Kurde!
-Niech ktoś zadzwoni po karetkę!-mówi głośno Pati do ludzi. Widzę, że wokół mnie zaczyna robić się zamieszanie. Jakiś pan pomaga mi wstać, ale ja zaczynam krzyczeć.
-Kinga trzeba było w domu zostać, a nie na mecz się pchać!-wrzeszczy przyjaciółka.
-Nic nie mów! Aaaaaa!-odpowiadam.


***

Byłem szczęśliwy, że moja narzeczona pojawiła się na tym meczu mimo, iż wolałem by została w domu. Nie mam pojęcia kiedy ona urodzi. Niby do porodu jeszcze tydzień, ale mówili że może i wcześniej się zacząć. No nic, temu uparciuchowi nikt nie przemówi i jak się uprze to tak zrobi. Gdy jako nowy kapitan witałem widzów nie mogłem nie uśmiechnąć się do niej. Wyglądała pięknie jak zawsze. Po chwili mecz się zaczął. Prowadziliśmy dwoma punktami na pierwszej przerwie technicznej. Potem nastąpiła jednopunktowa przewaga przeciwnika. Szybko jednak wyszliśmy znów na dwa punkty. Wtedy coś dziwnego zwróciło moją uwagę. Na trybunach zrobiło się dziwne zamieszanie. Dostrzegłem wtem, że jakiś mężczyzna próbuje pomóc wstać mojej Kindze. Ona trzymała się ręką za brzuch i brała głębokie wdechy. Bez zastanowienia, nawet to, że trwała w tym czasie akcja zbiegłem z placu gry i pobiegłem w jej stronę. Nie obchodziły mnie konsekwencje tego, ona i dzieci były dla mnie ważniejsze. Przeszedłem szybko przez barierkę i podbiegłem do niej.

-Ja się nią zajmę.-mówię do mężczyzny i chwytam moją narzeczoną w pasie.
-Karetka będzie za 15 minut!-krzyczy ktoś z tłumu.
-To za długo.-mówię i powoli schodzimy po schodach w stronę boiska. Ochroniarz odpina nam przejście, a ja wtedy biorę ją na ręce.
-Misiek szatnia!-krzyczy Zibi, a ja podążam za nim. 

Gra została wstrzymana na jakąś chwilę, a my przeszliśmy szybko i po minucie byliśmy na miejscu. Tam czekało już kilku sanitariuszy.

-Niech pan ja położy.-mówią wskazując na rzeczy leżące na podłodze.  Tak też zrobiłem i ukląkłem przy niej chwytając mocno jej dłoń.

-Pełne rozwarcie! Nie zdążymy dojechać do szpitala!-mówi kobieta znajdując się między nogami Kingi.-Od kiedy pani ma skurcze?-pyta ją.
-Od wczoraj.-oznajmia Kinia.
-Co?!-i wściekły spoglądam na nią.-Dlaczego nic nie mówiłaś?!
-Michał….chciałam tu być, i ty też chciałeś bym była.
-Ale nie takim kosztem!-odpowiadam.
-Aaaaaa!-krzyczy i unosi się.
-Musi pani urodzić tutaj.-oznajmia kobieta.

Patrzyłem na nią i winiłem siebie za to, że przeze mnie zamiast rodzić w szpitalu robi to tutaj, w szatni na hali. 

-Michał musisz iść na halę!-wpada do pomieszczenia Pati i klęka obok mnie.
-Nigdzie nie idę!
-Musisz!-mówi, a ja spoglądam na Kinię.
-Idź Michał.-mówi szeptem.
-Zaraz wracam kochanie do Ciebie.-oznajmiam i szybko wybiegam.

W bardzo szybkim tempie wyszedłem na halę. Podszedłem do trenera który stał przy sędzi, kapitanie Resovii oraz Kowalu.

-Ja trenerze nie zagram teraz. Nie ma mowy. Mogą mnie zawiesić czy coś, ale tam właśnie rodzi moja narzeczona. Nie pozwolę by była przy tym sama. –na jednym wydechu mówię.
-Michał, ale…..-zaczyna trener.
-Nie trenerze! Ja muszę tam być!-konsekwentnie mówię im.
-Dobrze.-odpowiada sędzia, a ja w jednej chwili omijam ich i wybiegam z głównej hali. W mig znajduję się z powrotem obok Kingi.
-Już jestem słońce.-mówię, a ta znów krzyczy.


***

Zaczęliśmy grać dalej, ale już bez Miśka. Dziwnie mi było grać wiedząc co dzieje się tak niedaleko. Cały czas myślałem, czy już urodziła? Jak Misiek? Co z nimi? Pełno myśli, a tutaj mecz jeszcze do grania. Nie mogłem się na nim skupić. Kiedy nadeszła druga przerwa techniczna podszedł do mnie Ignaczaka. Wtedy powinniśmy wysłuchiwać trenera, ale moje myśli były z dala od tego spotkania.

-Zibi jak tam u Miśka?-pyta libero.
-A ja wiem? Kurczę cały czas myślę o nich.-odpowiadam.
-Ja też. Pitek też dopytywał przed chwilą….kurczę to Kubi w końcu jest….nasz Kubi! I powinniśmy być teraz tam z nim, a nie tutaj. Dobrze wiemy, że ten mecz nikogo nie interesuje. Wszyscy chcą wiedzieć tego co się dzieje z jego kobietą.
-Zapewne. Nie codziennie dzieją się takie rzeczy.-mówię mu.
-To jak Zbychu? Kończymy grę? W końcu nikogo nie interesuje wynik dzisiejszego spotkania.-powiada libero, a ja przytakuję, bo gdybym był widzem myślałabym tylko o tej ciężarnej.

Wróciliśmy obaj do swoich zespołów i przekazaliśmy im to co chcemy zrobić. Tym którym Michał był bliższy to bez problemu mówili, że to świetny pomysł, a reszcie to jest obojętne, że poprą nas w tym. Trener nasz nie miał nic przeciwko, bo skoro obie z drużyn się zgadały to jest w porządku. Wymienił spojrzenia z Kowalem i kiwnęli tylko głowami. Po czasie weszliśmy na boisko. Jednak nie wykonywaliśmy zagrywki, ani nic. Sędziowie dali znak, ale nic. Druga strona też nic.

-Chcemy przełożyć ten mecz na inny termin.-odezwałem się pierwszy.-Narzeczona naszego przyjaciela rodzi tutaj za ścianą i nie potrafimy grać tak po prostu wiedząc, że tutaj są. Nie potrafimy się skoncentrować na grze przez to wszystko. Chcemy być przy naszych przyjaciołach i ja mam zamiar tam być.
-Ja też!- dodaje Igła.

Sędzia pierwszy zszedł ze słupka i podszedł do głównego komisarza. Rozmawiali przez dłuższy czas. Spoglądaliśmy na siebie z Krzyśkiem i Wojtaszkiem. Boże żeby tylko się nam udało to wszystko. Wtedy zostają wezwani kapitanowie obydwu drużyn. Od nas poszedł Gierczyński za Miśka. Dość długo prowadzona była rozmowa, ale w końcu się zgodzono na przełożenie tego spotkania. Ogłoszono koniec meczu i ten kto chciał mógł iść do domu. Jednak zauważyłem, że trybuny wcale nie opustoszały. Wszyscy tak jak i ja czekali na wiadomości. Z Igłą i Damianem udaliśmy się pod szatnię pod którą stała Pati z Mają.

-I jak?-zapytałem.
-Nic. –odpowiada moja dziewczyna, a ja przytulam ją.

***

-Michał ja nie dam rady!-mówi, a ja przecieram jej czoło chusteczką.
-Dasz Skarbie! Dasz! Jesteś silna.-powiedziałem.
-Nie!
-Tak!
-Niech pani prze!-odzywa się lekarka.
-Dalej Kochanie.-szepczę, a Kinga zaczyna wykonywać polecenia kobiety. Widziałam jak z każdą chwilą była jeszcze bardziej zmęczona.
-Jeszcze raz. Główka już wychodzi.-mówi kobieta. Narzeczona bierze głęboki wdech i mocno prze. Po chwili widzę jak obok kuca mężczyzna z ręczniczkiem i dostrzegam jak w jednej chwili leży na nim mała istotka głośno płacząc. –Jeden wdech i mocno.-mówi, a ja pomagam Kindze w tym ostatnim kroku. I wtedy znów pojawia się mężczyzna, na którego dłoniach spoczywa drugie z dzieci. –Udało się pani. Była pani dzielna.-odzywa się lekarka, a ja uśmiecham się do Kingi.
-Dałaś radę słońce. Mówiłem.
-Chcę je zobaczyć.-mówi, i po chwili na rękach trzyma dwójkę dzieci. Opiera się plecami o mój tors więc i ja widzę obydwoje. Teraz leżały spokojnie z zamkniętymi oczkami. Jeszcze nigdy nie byłem bardziej szczęśliwszy niż w tej chwili.-Chcesz?-zapytała mnie Kinga.
-Tak.-odpowiadam szeptem i biorę jedno od niej. Kiedy trzymam takie maleństwo na rękach boję się, że mogę coś mu zrobić. Przecież ta kruszynka jest taka drobniutka.
-Możemy je? Chcemy je zbadać.-mówi kobieta i wraz z Kinią podajemy dzieci sanitariuszom. 

-Byłaś dzielna.-mówię narzeczonej całując ją w usta.
-Tylko dlatego, że Ty byłeś obok.
-Byłem, jestem i zawsze będę obok was. Nigdy was nie zostawię. –odpowiadam ze szczerą prawdą.
-Kocham Cię Michał.
-Ja Ciebie też Kinga. Bardzo…..ale tego, że mi nie powiedziałaś, że masz skurcze to chyba Ci nie daruję.
-Przepraszam Skarbie. Strasznie chciałam być na tym meczu. Nie sądziłam, że urodzę na hali.-zaśmiała się i ja również.
-Ty wariatko. –odpowiadam całując ją w czoło.-Moja wariatka.-i mocno przytulam ją do siebie.
-Mają państwo zdrowego chłopca i dziewczynkę. Gratuluję.-odzywa się kobieta.-Jednak i tak zabierzemy panią i dzieci do szpitala tak dla pewności. Tam mają lepszy sprzęt i będzie dobrze naprawdę.
-Mam syna i córkę za jednym razem.-mówię ciesząc się jak wariat.-Mam syna i córkę!-krzyknąłem.
-Leć powiedzieć reszcie, bo pewnie czekają przed drzwiami.-oznajmia mi Kinga.
-Poczekam tutaj z Tobą.
-Michał proszę. Idź.-mówi, a ja powoli wstaję, kładąc jej coś pod plecy.

Kieruję się do drzwi i gdy wychodzę widzę moich przyjaciół.

-I co?-pyta Zibi.
-Mam córkę i syna!-krzyczę, a wszyscy zaczynają się cieszyć.-Dwójka zdrowych dzieci i dzielna narzeczona.-oznajmiam, a oni podchodzą do mnie i gratulują. –Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
-Zapewne Michał.-mówi Pati i mocno obejmuje mnie.-Mogę wejść do Kingi?-pyta.
-Raczej tak. –i znika za drzwiami.-A jak mecz?-zapytałem po jakiejś chwili.
-Przełożyliśmy go. Dzisiaj nie on był w centrum uwagi, a Ty i Kinga. Nawet kibice są by dowiedzieć się co z nią.-powiedział Zibi, a ja byłem zdziwiony.
-Jak wam się to udało?
-Nie pytaj.-dodaje Igła. –My też nie myśleliśmy o niczym innym jak o tym co z Kingą.
-Dzięki chłopaki. Jesteście najlepszymi przyjaciółmi.
-Nie ma za co Misiek. –dodaje Zibi.
-Dobra więc chodźmy na halę, powiem co i jak.-mówię, a po chwili udajemy się na salę. Kiedy wchodzę zauważam komplet widowni. Jestem nieco zszokowany tym ile ludzi wciąż znajduje się na hali. W jednej chwili słyszę głośne oklaski. Rozglądam się i widzę, że są skierowane dla mnie. Uśmiecham się i biorę ze stolika mikrofon.

-Dziękuję bardzo wszystkim. Sędziom i władzom, że wpierw pozwolili mi pójść i być przy mojej narzeczonej, potem przełożyli mecz dzięki czemu również będę mógł zagrać. Po drugie moim przyjaciołom, którzy byli ze mną w tym momencie. I również wam drodzy fani..za to, że mimo chęci obejrzenia meczu nie zrobiliście buntu iż dziś go nie było. Myślę, że prezes jak i ja zgodzimy się, że dzisiejsze bilety będą również wejściówką na powtórkę tego meczu. Naprawdę dziękuję wam za to.

-Michał co Ci się urodziło?!-usłyszałem pytanie gdzieś z trybun. Uśmiechnąłem się więc przypominając sobie chwile gdy zobaczyłem te maleństwa na rękach Kingi.
-Syn i córka.-odpowiadam wciąż z uśmiechem na ustach.-Mam syna i córkę.-powtarzam jeszcze raz, a na hali znów rozlegają się wielkie brawa. Odkładam więc mikrofon na stolik i po drodze zbieram gratulacje od chłopaków. Szybko wracam znów do Kingi, która leży już na noszach.

-Coś jej jest?-pytam.
-Nie, jedziemy tylko do szpitala. Może być pan spokojny. Z dziećmi i pańską narzeczoną wszystko w porządku.
-Jadę z nimi.-mówię i idę za nimi.


Po jakichś 10 minutach znajdujemy się już w szpitalu. Ja czekam na korytarzu, a Kinga znajduje się w sali z lekarką. Mam tylko nadzieję, że wszystko jest w porządku. Gdy tylko ta wychodzi, od razu ładuję się do salki. Widzę moją ukochaną siedzącą na łóżku i karmiącą dzieci.

***

Karmiłam dzieci kiedy do sali wszedł Michał. Uśmiechnęłam się do niego i znów spojrzałam na te maluszki.

-Są cudowne.-mówi Kubiak siadając naprzeciwko i tak jak ja patrząc na dzieci.
-Są.-odpowiadam gładząc dziewczynkę po policzku.

Po dłuższych rozpływania się nad naszymi pociechami zaczęliśmy rozmowę na temat imion. Było przy tym trochę śmiechu kiedy Michał podawał mi jakieś niestworzone imiona dla nich. Wiedziałam, że żartował z tym. W końcu po jakimś czasie zdecydowaliśmy się.

-Więc Ola i Kamil.-mówi Kubi stając nad dziećmi. –Podoba mi się.
-Mi też Misiu. –odpowiadam, a ten podchodzi i mocno mnie przytula.
-Kocham Cię Kinga, kocham Cię wariat.
-Ja też Cię kocham…i to bardzo, bardzo.-mówię i namiętnie całuję go w usta.-Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie…a teraz bez was.
-Zawszę będę z wami. Nie masz się o co martwić.

Wtedy rozlega się pukanie do drzwi i widzimy wchodzących rodziców Michała. Gdy tylko widzą swoje wnuki nie mogą się nimi nacieszyć. Dziadek stawia dwa misie w kącie i od razu znajduje się tuż obok babci. Poza tym jak tu nie zachwycać się nad takimi cudownymi istotkami.


Po kilku dniach zostaliśmy wypisami do domu. Kubi zawiózł nas wprost do nowego domu. Jak się okazało remontował go już od kilku miesięcy. Nawet nie wiedziałam, że wynajął jakichś robotników. Gdy weszliśmy wszystko było gotowe.

-Podobają Ci się te meble?-pyta kiedy spoglądam na salon.
-Są świetne. –odpowiadam i idę za Michałem

Gdy wchodzimy do pokoju dziecięcego zamieram widząc te wszystkie zabawki, łóżeczka i inne mebelki.

-Michał, ale kiedy…….
-Przez ostatnie dni co leżałaś w szpitalu. Rodzice Zibi, Maja, Pati mi pomagali w wyborze i urządzeniu wszystkiego.
-Jesteś niesamowity.-mówię i całuję go.

Wyjmuje dzieci z nosidełek i kładę do łóżeczka. Tak pięknie wyglądają.

-Mam coś jeszcze.-powiedział i wyciągnął z szafki jakąś torebeczkę.
-Co to?-pytam biorąc od niego to.
-Zobacz kochanie.-odpowiada, a ja wyciągam ze środka dwie pomarańczowe koszulki. Dwie małe repliki koszulek z numerami 13 i imionami dzieci na plecach.-Może jeszcze teraz za duże, ale jak dorosną to będą w sam raz.
-Kupiłeś to?
-Nie…ostatnio po treningu jeden z klubu kibica wręczył mi to. Powiedział, że od całego klubu to jest i od każdego kibica, by dzieciaki dobrze się chowały, często przychodziły na mecze, a potem kto wie, może grać nawet będą jak tata. Poza tym niejako urodziły się na hali.
-No fakt.-mówię i śmieje się.-Może nie na środku boiska, ale na hali.
-Kibice nigdy nie zapomną tego i ja również. To był najcudowniejszy moment w całym moim życiu.-powiedział, a ja przytuliłam się do niego.-Poradzimy sobie na pewno. Nie ma takiej opcji.
-Wiem Misiu.

Oboje spojrzeliśmy na śpiące szkraby i po cichu wyszliśmy. Narzeczony zrobił mi coś do picia, a ja w tym czasie rozglądałam się po domu. Był pięknie urządzony. A najważniejsze miał w salonie kominek. Miałam dobre wspomnienia z tą rzeczą. Usiadłam na kanapie, a po chwili Michał przyniósł napój. Rozmawialiśmy o wszystkim. Miałam do niego tyle pytań odnośnie domu, rozmawialiśmy o chrzcinach, ślubie i innych rzeczach. Doszliśmy do wniosku, że połączymy ślub z chrztem naszych dzieci. Nasza pogadanka trwała dopóki nie usłyszeliśmy płaczu dzieci. Od razu skoczyłam na górę i zobaczyłam, że Kamil się obudził. Pewnie był głodny. Usiadłam więc w fotelu i nakarmiłam go. Potem przez całą noc brałam to jedno to drugie. Michał dzielnie mi w tym pomagał. Kiedy Ola płakała ten nosił ją po całym domu. Nie miałam pojęcia czemu tak płakała. Nad ranem w końcu uspokoiła się i wraz z nami zasnęła.

_______________________________________________________________________________

Wow dziewczyny! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jednak nie obraziłyście się na mnie i dalej z chęcią śledzicie bloga :) Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział co? ;p Malina miałaś rację, że gdy tylko się dowie to od razu pobiegnie...no może nie do szpitala od razu. ;p Wiem, że to nie możliwe by odwoływać mecz z takiego powodu, ale to przecież opowiadania i tutaj może dziać się wszystko :) Jeszcze raz bardzo wam dziękuję, że jesteście :* Oczywiście komentarze zawsze mile widziane.
A i odnośnie waszych blogów. Mam u niektórych straszne zaległości...niezapominajka szczególnie u Ciebie. Gdy tylko uporam się z kolokwiami, zaliczeniami i sesją i będę miała wolne to postaram się to nadrobić. U każdej naprawdę się postaram :*
Całuję Marheri :*